Nie wiem czy moje zmagania nadają się do opisania, bo pierwsze nie było raczej świadome... no ale wrzucę to, tak w skrócie:
Z nerką to było zanim jeszcze cokolwiek usłyszałam o PP i to był taki mój bunt po usłyszeniu po setnej kontroli i pobycie w szpitalu (od małego dziecka chorowałam), że muszę się przyzwyczaić, regularnie brać leki itp itd. A ja pomyślałam sobie - o nie! mowy nie ma, moje życie nie będzie tak wyglądać i tyle. I byłam taka pełna gniewu i zdeterminowana ( ale oczywiście leki brałam), jak tylko nastolatka potrafi być, i tak na prawdę wtedy chciałam tego, żeby pokazać lekarzom, że się mylą, a nie dla własnego dobra i zdrowia

A z kolanem to były prawoprzyciąganiowe początki, a efekty przyszły, ponieważ byłam zupełnie pogodzona z tym, że mam tą chorobę już od kilku lat (po urazie) i nic z tym zrobić się nie da, bo były różne kuracje i żadna nie pomogła. Czyli oporu nie było, a ja sobie robiłam wszystko tak dla zabawy i testu

Zauważałam i dziękowałam za każdą chwilę bez dolegliwości, czasem sobie myślałam: "ale fajnie się czuję, hmm, fajnie by było jakby ten stan się utrzymał", albo "ciekawe co by było, jakby okazało się, że tak naprawdę mogę być zdrowa" + afirmacje.